Latający Smok Pana Burattiniego
Wielki wezyr Tezkereci Ahmed Pasza szedł na audiencję do sułtana Ibrahima I niepewnym krokiem, a zmartwienie coraz wyraźniej odbijało się na jego twarzy. Im bardziej zbliżał się do sali audiencyjnej, idąc korytarzem, tym dłuższa wydawała mu się każda chwila.
Bał się sułtana, którego nazywano nieraz Ibrahimem Szalonym. Wszedł wreszcie do wielkiej sali audiencyjnej, olśniewającej przepychem wielkiego osmańskiego imperium, w której sułtan zasiadał na tronie pod kunsztownym baldachimem wykonanym z najświetniejszych tkanin pochodzących z Damaszku i złożył tradycyjny pokłon. Sułtan nieznacznym ruchem ręki pozwolił swojemu pierwszemu słudze na zabranie głosu.
– Mój panie, mam złe wieści z Lechistanu. Bardzo złe.
– Co się stało?
– Nasi szpiedzy donoszą, że na służbie Władysława, króla Rzeczypospolitej jest Tytus Liwiusz Burattini, wielki uczony, wynalazca z Włoch, z regionu należącego do naszego odwiecznego wroga, tej przeklętej Wenecji. Nasze źródła informują, że pracuje on nad machiną latającą, która może być wykorzystana do zniszczenia murów Konstantynopola.